Don't talk to strangers & don't walk into danger
Alice
Po wejściu do domu uświadomiłam sobie, że całą drogę powstrzymywałam łzy. Całą drogę z Bournemouth, całą drogę z lotniska do mieszkania Dan'a, całą drogę z Hiszpanii do Londynu. Miałam dosyć, potrzebowałam się wypłakać. Ale nie mogłam. Nie mogłam dopuścić do tego, żeby Dan dowiedział się dlaczego tak naprawdę wyjechałam, i że wyjechałam na stałe.
Tyle spraw miałam do rozwiązania. Nie mogłam przecież zostać u niego na wieki, musiałam wrócić w końcu do domu. Powiedziałam, że przenocuję u niego tylko kilka dni, więc kończył mi się czas.
Nie miałam gdzie wracać, dokąd pójść.
Dan powiedział, że idzie pod prysznic, więc miałam chwilę dla siebie. Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Oparłam łokcie na kolanach i schowałam twarz w dłoniach. Kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, pozwoliłam spłynąć pierwszej łzie, a potem drugiej, trzeciej i kolejnym kilkunastu. Później przestałam je liczyć. Nie szlochałam, nie chciałam żeby Dan mnie usłyszał. Nawet jeśli już stał pod prysznicem, powstrzymywałam szloch. Zawsze uważałam szlochanie za bardzo dziecinne i niedojrzałe. Nie wiem czemu, tak po prostu miałam.
Po chwili poczułam na plecach czyjąś rękę.
- No dobra, starczy tego ukrywania łez. Powiesz mi wreszcie co się dzieje? - usłyszałam głos Dan'a. Co on tu robi, miał być pod prysznicem. Dan, idź stąd. Proszę.
- Nic się nie dzieje, wszystko jest okay, serio, nie martw się, jestem dziewczyną, muszę czasem popłakać - zaczęłam się tłumaczyć, ale nie dałam rady mówić normalnie. Dostałam jakiegoś cholernego ataku płaczu.
- Alice. Alice, spójrz na mnie - powiedział Danny, obejmując moją twarz dłońmi. - Wiesz, że mnie nie oszukasz. Powiedz co się stało, nie zjem Cię, proszę, powiedz. Nie każ mi patrzeć jak cierpisz - powiedział spokojnie, a jego błękitne oczy zaszły chmurami. Chyba nie miałam innego wyjścia, niż powiedzieć prawdę.
- Nic się nie stało, jestem po prostu młoda i głupia i teraz ponoszę konsekwencje za nieodpowiedzialne rzeczy, które zrobiłam - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Ja też jestem młody i głupi, utwierdzasz mnie w tym przekonaniu kilka razy dziennie, ale to nie powód do płaczu. Przestań owijać w bawełnę i powiedz prawdę, proszę... Dlaczego przyleciałaś tak niespodziewanie? - zapytał szatyn.
- ... Pamiętasz jeszcze dlaczego wyjechałam? - odpowiedziałam po chwili pytaniem na pytanie.
- Wyjechałaś na studia... - zaczął zmieszany.
- Czyli nie pamiętasz. No dobra... Zakochałam się. A przynajmniej myślałam, że to była miłość. Taka jak na filmach, wiesz - wielka miłość na wieki i tak dalej - mówiłam powoli, uważając, żeby nie wybuchnąć gwałtownym szlochem. - Tak więc ja - młoda, głupia i zakochana po uszy - wyjechałam do cholernej Hiszpanii tłumacząc się takim wybitnie świetnym uniwersytetem, fantastycznymi wykładowcami, poprawą umiejętności językowych i w ogóle jak można zmarnować taką okazję. Miałam mieszkać u obiektu moich westchnień. Pewnego dnia wróciłam wcześniej do domu i odkryłam jego niecodzienne hobby. Ten popieprzony Fernando był cholernym altruistą, wiesz? Zastałam go więc pomagającego jakiejś lafiryndzie. Jestem śmieciem, rozumiesz? Jestem zabawką, którą można w każdej chwili wyrzucić. Jestem nikim. Boże, jestem nikim... - dokończyłam i nie dałam rady dłużej powstrzymywać szlochu. Pękłam. Zaczęłam dziecinnie i niedojrzale szlochać, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Danny mocno mnie przytulił. Nie powiedział "A nie mówiłem?", w zasadzie to nic nie mówił. I pasowało mi to. Przez długą chwilę po prostu zanosiłam się płaczem, mocząc mu koszulkę słonymi łzami.
- Nie jesteś nikim. Wcale nie jesteś nikim. Nie jesteś zabawką, którą można porzucić. Jesteś warta o wiele więcej niż Ci się wydaje, okay? To, że ten cały Ferdynand czy jak mu tam było zachował się tak jak się zachował, świadczy tylko i wyłącznie o jego idiotyzmie i niedojrzałości. Przykro mi, że musiałaś to przeżyć. Naprawdę mi przykro. Nie powiem "nie smuć się" ani "nie przejmuj się", bo to oczywiste, że tak się nie da. Masz prawo być smutna, masz prawo być wściekła, możesz płakać całą noc - chociaż, prawdę mówiąc, wolałbym żebyś już nie płakała - ale wiedz, że to on nie jest wart Ciebie, a nie Ty jego - mówił Dan, a ja wciąż się w niego wtulałam.
*
Dan
Alice leżała na sofie z głową na moich kolanach, a z jej zmęczonych oczu wciąż ciekły łzy. Milczałem i pozwoliłem jej milczeć. Potrzebowała czasu żeby się wypłakać. Dobrze wiedziałem jak to jest być porzuconym.
Nagle dziewczyna przerwała ciszę.
Nagle dziewczyna przerwała ciszę.
- Zaśpiewasz mi? - poprosiła. Nie bardzo wiedziałem co jej zaśpiewać, ale nie miałem serca odmawiać. Postanowiłem improwizować.
- Don't talk to strangers... - zacząłem cicho, czekając na reakcję. Nie zatykała sobie uszu, więc kontynuowałem.
- And don't walk into danger... Oh, you go to sleep on your own and you wake each day with your thoughts and it scares you being alone, it's a last resort... - zaśpiewałem i zorientowałem się, że Alice zasnęła. Moja mała Alice. Nawet kiedy spała było widać, że jest smutna. Podniosłem się tak delikatnie jak się dało, odgarnąłem jej włosy z twarzy i przykryłem ciepłym kocem. Nie mogłem jej pocieszyć, ale mogłem przynajmniej sprawić, że nie zmarznie.
Ukradkiem pocałowałem ją w czoło i poszedłem na taras.
_______________________________________________________
Możecie teraz wieszać na mnie psy, że rozdział za krótki i tak dalej, ale nie potrafię do tego rozdziału wtrynić jeszcze jakiejś akcji. Jest dobrze tak jak jest.
Dodam tylko, że początkowo ten rozdział miał mieć tytuł "How am I gonna get myself back home?", ale zmieniłam go na te 2 wersy z Sleepsong. Musiałam. Nnjvrndjk. Jak Wam się podoba? :D
~A
Ukradkiem pocałowałem ją w czoło i poszedłem na taras.
_______________________________________________________
Możecie teraz wieszać na mnie psy, że rozdział za krótki i tak dalej, ale nie potrafię do tego rozdziału wtrynić jeszcze jakiejś akcji. Jest dobrze tak jak jest.
Dodam tylko, że początkowo ten rozdział miał mieć tytuł "How am I gonna get myself back home?", ale zmieniłam go na te 2 wersy z Sleepsong. Musiałam. Nnjvrndjk. Jak Wam się podoba? :D
~A
Dobrze, że taki krótki, bo długość idealna. To jest takie urocze i nawet jak jest mi szkoda biednej Alice to wciąż nie mogę powstrzymać 'awów'. Zwykle sama unikam perspektywy Dana i nie przepadam ogólnie za ukazywaniem jego zagmatwanej głowy, ale twój Dan jest tak niesamowicie uroczy, że nie mogę go nie kochać. Twoja perspektywa Dana jest moją ulubioną perspektywą Dana ever. Luv <3
OdpowiedzUsuńMnie też "awy" cisną się na usta jak sobie to wszystko wyobrażam :') Dan taki słodki wow, romantyczność tak dużo hahah. Dziękuję! <3 <3 <3
UsuńBardzo mnie ujęłaś tym rozdziałem. Tyle czułości i ciepła i wersy ze "Sleepsong", które idealnie pasują do historii Alice. Przyłączam się do wielkiego AWWW. Po cichu liczę na wplecony tekst z " How am I gonna get myself back home?" w następnym rodziałem, bo uwielbiam tą piosenkę i mam z nią osobiste wspomnienia.
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję!!! 💕 Postaram się coś wcisnąć z Get Home :)
Usuń